Recenzja filmu

Tata kontra tata (2015)
Sean Anders
Will Ferrell
Mark Wahlberg

Wojna domowa

To, że "Tata kontra tata" pozostaje mimo wszystko przyjemną rozrywką, zawdzięczamy wyłącznie gwiazdom produkcji. Ferrell i Wahlberg tworzą idealny duet komediowy, nadają na tych samych "falach".
"Tata kontra tata" jest dziwacznym filmem. Intencje przyświecające twórcom są oczywiste. Jednak to, co pokazano na ekranie, rodzi wnioski niekoniecznie zgodne z tym, na co liczyli reżyser i scenarzyści.


Punktem wyjścia jest sytuacja, z którą utożsamia się większość mieszkańców Stanów Zjednoczonych, gdzie odsetek rozwodów jest bardzo wysoki. Brad Whitaker (Will Ferrell) jest nowym mężem Sary (Linda Cardellini) i ojczymem jej dwójki dzieci z poprzedniego związku. Oczywiście dzieci nie akceptują go i ten męczy się, by zyskać ich zaufanie. A kiedy staje już na progu przełomowej zmiany, pojawia się biologiczny ojciec (Mark Wahlberg). I tak zaczyna się mała wojna domowa, w której stawką są nie tylko uczucia dwójki dzieci, ale też samej Sary.

Przy tak nakreślonej sytuacji łatwo można się zorientować, z jakim rodzajem komedii mamy do czynienia. W zamyśle jest to typowa opowieść o tym, że solidność, odpowiedzialność, ciche codzienne poświęcenie wiele znaczą. "Tata kontra tata" ma być hołdem złożonym tym wszystkim, którzy nie idą na skróty, którzy nie pojawiają się na chwilę, kupując sobie uczucia, lecz spokojnie trwają u boku bliskich w zdrowiu i w chorobie. Tyle intencje - rzeczywistość jest jednak inna. Przy bliższym przyjrzeniu się obraz Seana Andersa okazuje się bowiem pochwałą miernoty, spolegliwości, życiowej bezbarwności. Właśnie te cechy zapewniają zwycięstwo w wojnie charakterów, to pod nie został bowiem ułożony świat domowych ognisk i społecznych relacji. Bycie samcem alfa jest w tym układzie efekciarskie, zachwyca i budzi zazdrość wolnością, oryginalnością, nieprzewidywalnością. Ale taki "byk" nie ma szans w zetknięciu ze sznurem samochodów rodziców odwożących dzieci do szkoły, wizyt u dentysty, lekcji tańca, upierdliwych kolegów syna. Kiedy samiec alfa traci rywala, kiedy musi po prostu dzień po dniu robić to samo, tak samo, w tym samym otoczeniu - przegrywa.


Ten morał nie brzmi zbyt atrakcyjnie, prawda? Ale tak właśnie wygląda "Tata kontra tata". A wszystko dlatego, że twórcom nie udało się odpowiednio wyważyć proporcji. Przez niemal cały film niepodzielnie rządzi biologiczny ojciec. We wszystkim jest lepszy. Nawet w sytuacjach, w których ojczym teoretycznie ma szansę, los sprzysięga się przeciwko niemu (jak choćby w scenie z deskorolką). Bohater grany przez Ferrella stoi na przegranej pozycji, a w końcu - za sprawą kompleksów i lęków - przemienia się w prawdziwie antypatyczną postać. Kiedy więc przychodzi czas odkupienia, pokazania "prawdy" o tym, co się rzeczywiście liczy w życiu i związkach, twórcy nie mają już czasu, by właściwie to pokazać. Wszystko dzieje się więc w pośpiechu, który w żadnym razie nie wyrównuje szal. Jedna sekwencja, nawet jeśli trwa dziesięć minut, nie jest w stanie zatrzeć budowanego konsekwentnie i z wielkim zaangażowaniem - przez bite półtorej godziny - wrażenia. Ta nierówność rozczarowuje i prowadzi do smutnych wniosków, że nuda wygrywa, ponieważ czyni ludzi odpornymi na monotonię codzienności.  

Filmowi nie pomógł też pokazywany w polskich kinach zwiastun. Zawiera on niemal wszystkie najzabawniejsze sceny. Jedyną nieuwzględnioną w trailerze jest sekwencja z Bobbym Cannavale'em. Co gorsza, niektóre z dowcipów w okrojonej, zwiastunowej formie wyglądają lepiej niż w pełnej, filmowej wersji - czym udowadniają, że w komedii tempo jest sprawą kluczową. To, że "Tata kontra tata" pozostaje mimo wszystko przyjemną rozrywką, zawdzięczamy wyłącznie gwiazdom produkcji. Ferrell i Wahlberg tworzą idealny duet komediowy, nadają na tych samych "falach". Zwyczajną sekwencję potrafią zamienić w chwilę prostej radości. A jest to skarb, który należy cenić. Szkoda więc, że Anders, który przecież ma na swoim koncie m.in. "Millerów", nie zdołał w pełni wykorzystać potencjału tkwiącego w obsadzie. "Tata kontra tata" daleko odstaje chociażby od "Policji zastępczej".
1 10
Moja ocena:
5
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones